Na ekonomii uczą mnie, że przewagę konkurencyjną można stworzyć na dwa sposoby - maksymalizować użyteczność produktu, albo minimalizować koszty. Zhang Haiting, wynalazca i majsterkowicz rodem z Chin poszedł tą drugą ścieżką i skonstruował elektryczny samochód tańszy od roweru (takiego z wyższej półki).
Jak widać na załączonym obrazku, pojazd do najpiękniejszych nie należy. Plastikowa karoseria od razu przywołuje skojarzenia z nieśmiertelnym NRD-owskim Trabantem. Koła wyglądają jak wykręcone z dziecięcego rowerka, a reflektory jakby żywcem "pożyczone" z pobliskiego stojaka na rowery. Z resztą sam wynalazca nie kryje się z tym, że do budowy swego pojazdu używał wszystkiego co mu się pod rękę nawinęło.
Pojazd jest teoretycznie dwuosobowy, jednak jest to teoria podobna do tej mówiącej o czterech dorosłych osobach mieszczących się w maluchu. Prędkość maksymalna pojazdu to 30 km/h, a zasięg na pełnej baterii to 50 km. Cóż nad morze nim nie zajedziemy, ale do jazdy w korkach, czy parkowania nada się idealnie. Pytanie tylko czy za, z trudem zaoszczędzone 2800 zł, nie lepiej kupić sobie wypasiony rower, zamiast takiego "cudaka".
źródło: Automotto