Ćwiczyć chciałby każdy, bo każdy chce mieć nienaganną sylwetkę. A jednak wielu z nas mobilizuje się dopiero wtedy, gdy już widać jakieś postępy, choć na dobą sprawę wcale nie zaczęliśmy trenować:) Inaczej zapał do wysiłku fizycznego i troski o zdrowie mija. Najlepiej mieć osobistego trenera, który zmotywuje, doradzi, pochwali - nawet gdy w początkowych dniach naszego treningu trudno o jakieś spektakularne rezultaty. Fitbit jest właśnie takim małym, elektronicznym doradcą. Podstawowa różnica jest taka, że kosztuje dużo mniej ($99 - 245 zł) niż usługi konkurencji. Urządzenie nosimy w kieszeni, albo przypięte do spodni. Dzięki wbudowanemu czujnikowi, rejestruje intensywność ćwiczeń, spalane kalorie, pokonane podczas biegu odległości, a nawet ocenia jakość snu. Wszystkie te dane następnie przesyłamy na specjalnie stworzoną stronę internetową, gdzie otrzymujemy podsumowania i wykresy, i gdzie możemy ocenić nasze postępy. Ma być jeszcze dodany wyświetlacz OLED, by móc szybko odczytać wyniki. Fitbit będzie w sprzedaży od grudnia.