internet2

Coraz potężniejsze komputery oraz systemy operacyjne pozwalają na galopujący wręcz rozwój internetowych technologii. To, co jeszcze dziesięć lat temu wydawało się być zupełnie niemożliwe, dziś bywa standardem, natomiast plany na przyszłość zawstydziłyby takich futurologów jak Sanisław Lem czy Philip K. Dick. Nie zdążyliśmy się nawet obejrzeć, a strony internetowe z dość paskudnych plansz upstrzonych podrzędnymi animacjami w formacie GIF, zamieniły się w prawdziwe multimedialne kombajny o możliwościach zawstydzających czasami nawet stacje telewizyjne. Doprowadziło to do ciekawej sytuacji w branży gier komputerowych. O ile wcześniej koncerny wydające gry w tradycyjny sposób obawiali się po prostu cyfrowej dystrybucji tytułów (a przez to utraty znacznej części zarobków, które wpadały im do kieszeni jako pośrednikom w handlu). Obawy te okazały się być nie bez pokrycia, bowiem sprzedaż gier bez pudełek (jak czasami określa się "cyfrową dystrybucję") rzeczywiście wygryzła spory kawałek rynku. Wspierający tradycyjny model sprzedaży gier komputerowych oraz w ogóle staroszkolne do nich podejście nie przewidzieli jednak jeszcze jednego niebezpieczeństwa - grania w chmurze. Polega ono na praktycznej zamianie komputerów w proste terminale, które w celu uruchomienia gry łączą się z odległymi serwerami. Dzięki temu zupełnie nieistotna jest specyfikacja sprzętowa takiego terminalu, bowiem wszelkie operacje obliczeniowe mają miejsce po stronie serwera, a do użytkownika streamowany jest tylko obraz. To podwójny cios dla tych wydawców i dystrybutorów gier, którzy jednocześnie produkują sprzęt do ich uruchamiania. Gracze mają więc dwie potężne zachęty do tego, żeby zapomnieć o fizycznej dystrybucji gier na rzecz jej cyfrowej odmiany - tytuły w tej formie są tańsze oraz mniej wymagające sprzętowo. Spowodowało to kurczenie się "fizycznego" rynku oraz dosyć nerwowe ruchy ze strony tradycyjnych dystrybutorów (jak na przykład fatalnie widziane przez graczy rozbijanie gier na zabezpieczone jednorazowymi kodami kawałki). Jak to wszystko się skończy?