Cała Europa inwestuje w energię z wiatru. W Hiszpanii nowe farmy wyrastają, jak grzyby po deszczu. W Niemczech wiatraki dostarczają prawie 24 tys. MW energii. Dania stawia ogromne farmy na morzu. A jak wygląda sytuacja w Polsce? maxshell Okazuje się, że inwestorzy, którzy chcą budować elektrownie,  nie są mile widziani. Na ich drodze ustawiono  szereg utrudnień, które często decydują o wstrzymaniu działań. Specjaliści twierdzą, że polskie prawo nie nadąża za rozwojem rynku energii. Pierwsza przeszkoda to  absurdalne opłaty za odrolnienie gruntów.  Zależą one od  powierzchni dróg dojazdowych i placów. Należności nalicza się jednak także wtedy, jeśli powstały one wyłącznie na potrzeby budowy. Zupełnie niejasne są też procedury naliczania podatku od nieruchomości. Inwestor nie może policzyć jakie będą faktyczne koszty budowy farmy wiatrowej. Tu utrudnienia pojawiają się ze strony gmin, które teoretycznie powinny być zainteresowane OZE. Samorządy walczą o przepisy, które umożliwią ściąganie od inwestorów większych podatków. Ministerstwo Infrastruktury  postawiło to umożliwić, wprowadzając zmiany w przepisach przy okazji nowelizacji prawa budowlanego. Jeśli projekt zostanie zaakceptowany to właściciele  elektrowni wiatrowych będą płacić podatki od nieruchomości.  To nawet do  2 proc. wartości budowli rocznie. Do tej pory podatek naliczano jedynie od wartości fundamentu i masztu. O zmiany w przepisach walczy Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej (o ironio!). Nikt oczywiście nie zwrócił uwagi na fakt, że postawi to pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji. Pani Izabela Hubert, skarbnik gminy Kobylnica, która znajduje się w sporze z inwestorem, początkowo nie chciała  odpowiedzieć na pytanie ile pieniędzy trafi do kasy gminy, jeśli wprowadzone zostaną przepisy niekorzystne dla OZE. Ostatecznie  przyznała, że jeśli dojdzie do nowelizacji prawa budowlanego, gmina zarobi  na elektrowni 3-4 razy więcej. Wójt gminy  Kobylnica stoi na czele Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej. Rzecznik ministerstwa na pytanie o zapisy, które spowodują zwiększenie kosztów inwestycji stwierdził, że podatkami zajmuje się ministerstwo finansów.  To najwidoczniej stanęło na przeszkodzie, żeby przewidzieć konsekwencje proponowanych zapisów. Zapytaliśmy też o to, czy pod uwagę był brany wpływ nowelizacji na realizację unijnych wymogów dotyczących OZE.  Do 2010 roku udział energii odnawialnej w Polsce powinien sięgnąć 7,5 proc. Pytanie zostało zignorowane (w domyśle ?nie zajmujemy się sprawą realizacji zobowiązań energetycznych?). Jak widać beztroskich urzędników nie interesują wiatraki. I jeszcze jedno:  elektrownie wiatrowe nie są inwestycjami celu publicznego, a co za tym idzie rady gminy muszą przeprowadzać plany zagospodarowania od podstaw. A to trwa po prostu zbyt długo. Na koniec jeszcze jeden przykład utrudnień, które sami sobie fundujemy. Poważną barierę dla energetyki wiatrowej stanowi ustawa sprzed prawie 90 lat. Jak to możliwe? Okazuje się, że  inwestycje zagranicznych przedsiębiorców wymagają pozwoleń od  MSWiA, a często także ministra rolnictwa. Wszystko w oparciu o ustawę z 1920 roku o zasadach nabywania nieruchomości przez obcokrajowców? Taa, a spójrzmy na naszych sąsiadów. źródło: ekologia.pl