Są takie tematy, które dla kobiety są niezwykle ważne, dla mężczyzny natomiast niekoniecznie. Mogą się nawet wydawać niezrozumiałe. Jednym z nich jest kwestia butów, obuwie damskie to prawdziwa masakra. Kobieta musi mieć ich jakieś siedem milionów par i hangar lotniczy na ich trzymanie. A to buty do sukienki takiej, a to buty do spodni, do łóżka, na plażę, na zakupy, buty na wtorek, buty na wieczór, rano, popołudnie i za piętnaście siedemnasta. Buty na dobry humor, buty na złe samopoczucie, buty na wyjście do koleżanki, do kina, na wieś, do miasta, na stację kosmiczną Bajkonur i Bóg wie jakie jeszcze. Pewnie są specjalne buty (najlepiej amarantowe) do kupowania innych butów. A z facetem jest święty spokój i jak najlepszy porządek, wystarczą trzy pary butów: jakieś zwykłe trepy na wszystkie okazje. W 99% przypadków mężczyzna występuje w znoszonych butach sportowych i nie jest to ważne, czy jest w restauracji, na meczu piłki nożnej czy też odbiera dzieci ze szkoły. Logiczne. Pozostały 1% to śluby, gdzie mimo wszystko trzeba wbić się w jakieś eleganckie lacze (ale pracujemy nad tym) oraz kiedy są upały i w butach innych niż japonki można się ugotować. To wszystko to oczywiście nic złego, takie "podziały" są bardzo potrzebne i dodają życiu kolorytu. Niech sobie dziewczyny mają te czółenka (czymkolwiek by one nie były). To wspaniałe, że starają się wyglądać pięknie. Bo nie ma widoku bardziej cieszącego (większość) mężczyzn, niż zadbana i harmonijnie ubrana kobieta. Mam tylko szczerą nadzieję, że my im swoimi śmierdziuchami za bardzo nie przeszkadzamy.