image-1

Mikołaj Golachowski: biolog, doktor nauk przyrodniczych. Uczestnik 4 polskich wypraw antarktycznych na stację im. H. Arctowskiego. Pracuje jako przewodnik turystyczny w Antarktyce i Arktyce. Aktywny działacz kilku organizacji zajmujących się ochroną przyrody. Żyje z dwoma czarnymi kotami i introwertycznym żółwiem, w wolnych chwilach ćwiczy Tai Chi i Aikido. Czym się zajmujesz w krainie śniegu? Jestem biologiem. W Antarktyce zajmuję się badaniem genetyki populacji słoni morskich - największych fok na świecie. Arktyka to miejsce moich wykładów na statkach dla zamożnych i głodnych wiedzy. Dlaczego Arktyka, Antarktyka? Nie znoszę upałów, poza tym jako biolog zawsze pracowałem z drapieżnikami i większość badań wykonywałem w zimie. Przyzwyczaiłem się do mrozów i wiedziałem, że to mi bardzo odpowiada. Nie ma komarów, nie ma upałów - idealne warunki. Od razu zrozumiałem, że w takiej Antarktyce byłoby mi jeszcze lepiej. Tym bardziej, że w dzieciństwie czytałem o tych miejscach: jak dużo tam zwierząt, a jak mało ludzi. Jest tam dokładnie to co lubię. Nie każdy zimnolubny biolog kończy na Antarktyce... Trzeba specyficznego punktu widzenia by za Raj uważać miejsce, w którym jest mnóstwo zwierząt, ale wszystkie są takie same. W takiej Amazonii na 1m2 przypada więcej gatunków niż jest w całej Antarktyce razem wziętej. Poza tym fantastyczne jest to, że tam zwierzęta praktycznie nie boją się człowieka. Nie mając naturalnych lądowych drapieżników, brak w nich tego specyficznego strachu. Są ciekawe. Dlatego te miejsca nazywam Rajem... Świat bez grzechu? Tak, bez grzechu lęku... image-3 A nasze cywilizacyjne grzechy? Już widoczne? Klimat się ociepla... Widać to naprawdę gołym okiem. Nawet z perspektywy turysty, który jeździ w to samo miejsce od 7 lat, sam dziwię się, że każdego roku kiedy oglądam lodowiec przy Polskiej Stacji Badawczej, jest on w innym miejscu. Cofa się - i to wyraźnie. Przez te kilka lat przesunął się o ponad 100m! Krajobraz to jedno, a zwierzęta? Co im grozi? To co obserwujemy w populacji zwierząt, jest skorelowane ze zmniejszaniem się powierzchni lodowców. Zmieniają się proporcje między populacjami pingwinów Adeli i pingwinów białobrewych. Pingwinów Adeli jest coraz mniej ponieważ kryl, którym się żywią, żeruje zimą na spodniej warstwie lodu - a ten znika. W konsekwencji "wyjście na kolację" kosztuje je więcej energii, pokrywając te straty bardziej obfitym posiłkiem - mają mniej jedzenia do przekazania swoim młodym. Dla odmiany, Pingwiny białobrewe - niezależne od krylu - żywiące się również rybami, zajmują coraz to większe terytoria. Arktyka? Tu zmiany są bardzo spektakularne. W miejscu gdzie zamiast kontynentu jest przecież tylko czapa lodowa, gatunkiem, który cierpi najbardziej jest niedźwiedź polarny. Według wszelkich analiz w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat 95% populacji niedźwiedzi wyginie. Możliwe jest, że jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, które zna i może zobaczyć je żywe. Niewiarygodne. Ale to prawda. Niedźwiedzie poruszają się między płatami lodu pokonując ogromne odległości - potrafią przepłynąć nawet 100km. Kilka lat temu wyłowiono pierwszego utopionego niedźwiedzia polarnego. Widocznie w tym przypadku odległość ta była zbyt duża. Lód zniknął, zwierze opadło z sił... Nie wszyscy wierzą, że zmiany klimatu są niebezpieczne, że to nasza wina. Nawet jeśli zmiany klimatyczne byłyby w ogromnej części naturalnym procesem, to człowiek nadal może być tym czynnikiem krytycznym, który diametralnie przyspieszy ich postęp. To trochę tak jak z potknięciem, wystarczy wtedy lekko klepnąć kogoś w plecy i z potknięcia robi się już upadek. Musimy robić wszystko by tym zmianom zapobiec, nawet w skali mikro. Oszczędność paliwa, energii elektrycznej, segregowanie odpadów mogą mieć olbrzymi wpływ na przetrwanie naszej cywilizacji. Zresztą z egoistycznego punktu widzenia, jeśli nie wierzysz, że ratujesz Planetę, to oszczędzając ratujesz domowy budżet, i przez to ułatwiasz sobie życie. image-2 Ty pomieszkując na stacji to życie sobie raczej utrudniasz? Wyobraź sobie, że przez rok mieszkasz z 7 facetami w małym budyneczku na bezludziu, gdzie wyjść też nie zawsze jest jak, bo przy wietrze dochodzącym czasem do 200km/h za drzwiami fruwają nawet pingwiny. Bywa ciężko. Poza tym wszędzie biało... Nie. Nikt tego nie rozumie, ale biel to jeden z setek nieopisanych kolorów z jakimi stykam się tam na co dzień. Zieleni brakuje, ale malinowy śnieg przy zachodzie słońca potrafi odebrać mowę. Natura potrafi tam oczarować, zaskoczyć ale też rozbawić. Na przykład "odwrócony" Księżyc, na który patrzysz tępo zastanawiając się co jest nie tak, dopóki nie przypomnisz sobie, że Ziemia jest przecież okrągła. I tylko jedna palma przy polskiej stacji... Tak, nasza sztuczna palma, która opiera się wszelkim wiatrom. Ale jest to niestety jedyne drzewo, co zresztą utrudnia życie w bardzo ciekawy sposób. Ponieważ powietrze jest tam tak bardzo przejrzyste, bez drzew nie sposób po prostu ocenić odległości. Nie wiesz, czy to na co patrzysz to mała góra blisko, czy duża góra daleko. Moment zapierający dech w piersiach? Chwila kiedy wypłynęliśmy kutrem badawczym na zatokę i otoczyły nas 2 Humbaki - kilkunastometrowe wieloryby - pływając spokojnie nie dalej niż 1 metr od naszej łodzi. Z łatwością jednym ruchem mogły zmiażdżyć kuter i nas potopić. Ale one nie są takie jak człowiek, który żeby cos obejrzeć musi to najpierw zastrzelić. Tęsknisz? Tak, to chyba już uzależnienie. Za każdym razem kiedy tam wracam czuję się wyróżniony. To trochę tak jakbym był na audiencji u przyrody. Zaproszony by być gościem tego niecodziennego, nadprzyrodzonego świata. Marzę, by świat ten przetrwał następne stulecia... źródło: greenpeace